wtorek, 5 kwietnia 2016

Krokusy w Tatrach. Jak? Gdzie? Kiedy?


Dzień Krokusa, czy aby na pewno? 


Dolina Chochołowska jest największą z naszych dolin tatrzańskich (35,6 km²). Dojście do doliny jest dogodne, nie trzeba osiągać, żadnych trudnych podejść. Jak pisze Józef Nyka: Turyści pojawili się w Dolinie Chochołowskiej około połowy w. XIX, pochlebnie wypowiadając się o uroku doliny, a z przesadą o trudnościach terenu "Kilka potężnych szczytów - napisał jeden z nich - wznoszących swe dumne czoła w krainę obłoków, tak wydają się strome, że powątpiewamy, iżby wystąpić można było na ich wierzchołki." Gdzie jest bardzo dogodne dojście do doliny, tam zawsze dużo turystów, ale to co się wydarzyło 3 kwietnia 2016 roku, przeszło moje największe oczekiwania. 


Tak było o poranku, potem ten szlak wyglądał już zdecydowanie inaczej...

Tego dnia właśnie obwieszczono Dzień Krokusa. To wydarzenie zwiastuje przyjście wiosny, tak więc turyści byli na bieżąco z informacjami na temat sytuacji panującej w Dol. Chochołowskiej. To dzięki właśnie mediom społecznościowym turyści wychwytują informacje i po prostu jadą podziwiać te piękne dywany kwiatów porośniętych majestatyczne miejsca. Wszystko jest dla ludzi ale nie za wszelką cenę...
Pragnę poruszyć ten wątek, ponieważ z roku na rok zaczynają pojawiać się zwolennicy jak i przeciwnicy tegoż dnia. Była to piękna niedziela, ja zaplanowałem sobie wyjazd w ten dzień nie dla krokusów samych ale wejścia na Starorobociański Wierch. Fakt, odwiedziłem polanę Chochołowską, ale to było o godzinie 7:00 rano, więc można powiedzieć, mogłem nacieszyć oko, krokusy nie były jeszcze w pełnej okazałości ale i tak w tym lekkim szronie prezentowały się naprawdę interesująco.


Cisza, spokój, 4 godziny wcześniej 

 O poranku, uwierzcie mi, to jest przeżycie być sam na sam z krokusami, gdzie nie gdzie turyści  ze schroniska zaczynają wstawać i udają się na polanę by popodziwiać te fioletowe cuda. Udaliśmy się troszkę wyżej aby zjeść śniadanie i z góry popatrzeć na te krokusy, w tym celu pomaszerowaliśmy w kierunku lekkiego podejścia gdzie na skraju lasu stoi kaplica Św. Jana Chrzciciela. Tam sobie na spokojnie siedliśmy, i w promieniach słońca skonsumowali śniadanie. Tak siedziałem sobie, wpatrywałem się w fioletowe krokusy, i z każdą chwilą coraz to bardziej przybierały one na kolorze. Wszak, w końcu słońce wychodziło więc miały prawo. Zawsze staram unikać się takich tłumów, jakie tego dnia miały nadejść do Doliny Chochołowskiej. Na szczęście pomaszerowaliśmy wyżej aby nacieszyć się widokami, natomiast ludzie powoli zaczynali nadciągać na polanę. Mijaliśmy ich, ale to była pestka z tym, co moje oczy zobaczyły około godziny 15:30. Schodziłem wtedy z Trzydniowiańskiego Wierchu, wkroczyłem na ostatnią prostą gdzie szlak prowadzi na parking, aż tu nagle, po chwili nie mogłem włączyć się do ruchu turystycznego! Ja wiem jak to brzmi ale bez przesady, takie coś po raz pierwszy mnie spotkało. Człowiek przy człowieku, dzieci, dorośli, ludzie w podeszłym wieku. Jednym słowem tłok na szlaku...


Pięknie jest...

Powiem wam szczerze, czułem się jak szprotka w puszce, nie przepadam za takimi tłumami ale jakoś trzeba było dojść do celu. Wtedy w mojej głowie była jedna myśl, jak najszybciej dojść na parking. Jak schodziłem czerwonym szlakiem z Trzydniowiańskiego miałem przyjemność zobaczyć polanę i tłumy ludzi, którzy podziwiali krokusy. Wtedy było ok, ale po zejściu to już totalnie byłem zdezorientowany co się dzieje, po chwili dotarło do mnie, że to dzień krokusa. Wszystko jest dla ludzi, oczywiście ale teraz poruszę pewną kwestią którą zaobserwowałem w drodze na parking. 


fot. Konrad Szewczyk

Zwracam się teraz do tych co świetnie interpretują przepisy i uwielbiają robić zdjęcia sobie wraz z krokusami. Ludzie! Czy naprawdę musicie kłaść się na tych krokusach aby być wśród nich? Nie możecie np. obok stanąć, usiąść czy też się położyć? No tak, przecież to tylko kwiatki... Dobra, ja rozumiem wejść i zrobić zdjęcie tam gdzie można czyli są jakieś luki między tymi kwiatami ale nie centralnie w nie włazić i je depcząc!  No dobra, to już należy do władz TPN, którzy pilnują tych miejsc. Doszły mnie słuchy, że wolontariusze także stali przy krokusach i je pilnowali za co chwała im za to ale nie wszędzie da się upilnować te miejsca. Po drugie, na parkingach brakowało miejsc, co za tym idzie, na drodze od strony Kościeliska i Czarnego Dunajca tworzyły się gigantyczne korki.. Takie informacje dotarły do mnie jak wróciłem na parking, akurat znajomi byli albo śledzili informację na bieżąco i mi dali znać. Przy drodze na łąkach właściciele urządzili prowizoryczne parkingi, i to nic, że rosły na nich krokusy... Pod kołami znalazły się, chcą nie chcąc. No cóż, każdy zarobek dobry, nawet kosztem krokusów. Jak przyjechałem do domu i zobaczyłem zdjęcia z tego dnia i te kolejki to mnie wprawiło w osłupienie... 


fot. Rafał Raczyński 

Tak to jest, jak przychodzi dzień krokusa, i ludzie wyruszają na szlak w poszukiwaniu tych fioletowych kwiatów. Apeluję, zwiedzajmy, podróżujmy ale róbmy to z głową, ten weekend, który nadchodzi jak dopisze oczywiście pogoda znów Dol, Chochołowska i nie tylko, przyciągnie tłumy ludzi, po prostu uszanujmy przyrodę i nie wchodźmy w te krokusy jak się nie da aby zdjęcia zrobić, a już tym bardziej  nie kładźmy się na nich aby za pozować do zdjęcia... Dlaczego napisałem ten post? Bo to zachowanie  niektórych ludzi do mnie po prostu nie dociera, wiem, że za ten wpis dostanę po nosie od internatów do których dotrze ta wiadomość, ale znajdą się tacy którzy zrozumieją ten wpis. Dzień Krokusa, czy aby na pewno? Oczywiście, że tak, tylko gdyby nie pewne zachowania turystów...


Z górskim pozdrowieniem! 

2 komentarze:

  1. Miałam okazję podziwiać krokusy może nie o świcie, ale wczesnym rankiem. Cisza, spokój....trochę mniej fioletowo. Gdzieś tam potem przemknęła tylko w trampko-adidasach wycieczka szkolna. Poza tym jak już to wybieram dzień w środku tygodnia.Jeśli chodzi o pilnowanie krokusów to popieram. Sama byłam świadkiem jak facet dosłownie tarzał się w nich, robił sobie zdjęcia, a potem powiedział: przepraszam kochane krokusiki....Wierz mi, że mój mąż nie wytrzymał i powiedział co o nim myśli ( nie powiem jak, bo tekst nie nadaje się do druku). Rozumiem też, że każdy chce się uwiecznić z tym cudem natury, ale trzeba zachować delikatność wobec tego i zresztą każdego kwiecia:) Relacje i Twoje przemyślenia bardzo mi się podobają i czekam na kolejne. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń