Święta w górach
Niekiedy człowiek musi odciąć się od tego zamieszania, który towarzyszy nam każdego dnia, a tendencja wzrostowa jest zwłaszcza przed każdymi Świętami. W moim przypadku, to staram się uniknąć tego zamieszania i parę dni przed robię zakupy, ale nie szaleje jak wszyscy, tylko kupuję to co mi będzie potrzebne... w górach. Od dawna wiedziałem, że święta będę chciał spędzić w klimacie górskim, tam potrafię odnaleźć się, wyciszyć, i przemyśleć wszystko jeszcze raz. Człowiek przy nich czuje się taki malutki pod szczytem, ale to nie ma znaczenia, najważniejsze, że one są, nie ważne czy to wysokie czy też niskie, one są i będą. Kto będzie chciał spędzi je w schronisku, kto będzie chciał spędzie je w terenie górskim gdzieś na szlaku, każdy rodzaj spędzenia czasu jest dobry. Dwa tygodnie przed świętami zgadałem się z moim imiennikiem Sebą i jak nic nie stanie nam na przeszkodzie to pojedziemy na Święta w Tatry do Doliny Pięciu Stawów Polskich.
![]() |
| Parking na Palenicy Białczańskiej |
Nie rezerwowaliśmy miejsca, chcieliśmy jechać w ciemno, śpiwory i karimatę zabierzemy ze sobą i będziemy martwić się na miejscu jak coś. Plan był ułożony już dwa tygodnie wcześniej, w sobotę chcieliśmy wejść na Szpiglasa jak tylko warunki pogodowe nam pozwolą, a w niedzielę miał być Kozi. W niedzielę miał nastąpić powrót do domu, więc plan był, dni do wyjazdu zbliżały się w okresie tego zamieszania na sklepach, to też ten czas leciał mi nawet szybko, nie powiem, ale najważniejsze było to, że śledziłem pogodę i zapowiadało się ładnie na święta z wyjątkiem soboty ale i tak miałem uśmiech od ucha do ucha. Nadchodzi Wielki Piątek, zdzwaniamy się z Sebą, ustalamy godzinę wyjazdu z Krk , uzgadniamy ostatnie szczegóły i pozostaje się spakować już ostatecznie i położyć się spać. Święta, piękny okres, radosny, więc kładę się z tą myślą, nie wiem kiedy ten czas zleciał ale budzik właśnie odezwał się, nawet nie miałem ochoty dalej spać tylko po prostu zaparzam kawę i od razu lepiej się czuje. Zapach w pokoju unosi się, dopakowuje ostatnie rzeczy, i czekam na parkingu na Rafała, kolejnego kompana który zaczyna przygodę z górami, niestety tym razem nie może z nami się wybrać ale w drodze do Krakowa pytam się go czy poniedziałek Wielkanocny ma wolny, odpowiedział, że tak więc nie zastanawiając się zaproponowałem mu Beskid Żywiecki, a mianowicie wejście na Diablaka czyli Babią Górę. Zgodził się od razu, więc w mojej głowie już zaczął tworzyć się plan wyjazdu na poniedziałek. Święta zapowiadały się aktywnie bardzo, wśród ludzi gór...
![]() |
| Asfaltowy szlak nad Morskie Oko |
Docieramy na Zakopiankę, tam się umówiłem z Sebą, że tam będę czekał, mamy godzinę 7:25 więc do 8:00 mamy chwilę czasu, poranek zimny, wiatr był odczuwalny więc idziemy na kawę. Spokojnie jeszcze dogadujemy sprawę poniedziałkowego wyjazdu i idziemy w kierunku samochodu. Tam już czeka Seba na nas, przeładowanie sprzętu do samochodu i rozstajemy się z Rafałem i ruszamy w kierunku Tatr. Podróż mija nam bardzo szybko, po drodze próbowałem wyłapać szczyty przed nami ale warunki niestety na to nie pozwalały. Docieramy w końcu na parking na Palenicy Białczańskiej, samochodów dwa rzędy więc można powiedzieć, że spokojnie jest jak na chwilę obecną. Powoli szykujemy się do startu, zbieramy się powoli i ruszamy w kierunku D5SP. Uwielbiam ten moment jak rusza człowiek z parkingu w kierunku doliny. Docieramy pod Wodogrzmoty Mickiewicza, i odbijamy w kierunku Doliny Roztoki, bardzo ładne miejsce, klimatyczne. Zima tam panuje choć mamy wiosnę to jak komuś mało śniegu było tej zimy to w góry śmiało może pojechać.
![]() |
| Dolina Roztoki |
Nie śpieszyliśmy się nigdzie, powolutku obcowaliśmy z naturą, bardzo fajnie się maszerowało, spotkaliśmy dwie dziewczyny z Gdańska, no kawałek drogi mieli aby tu dotrzeć ale jak się lubi Tatry to km człowiekowi nie przeszkadzają aby przyjechać. Mijamy Siklawę po drodze, zamarznięta, śnieg zaczyna trochę sypać, a przy wietrze zaczyna utrudniać marsz, ale w końcu docieramy do Wielkiego Stawu Polskiego. Obieramy kierunek w stronę schroniska, trzeba się ogrzać, zjeść coś. Tak nam się dobrze siedziało, patrzymy na zegarek a tutaj już przed 15:00, no to plecaki do przechowalni, bierzemy mały plecak co Seba miał, pakujemy potrzebne rzeczy i ruszamy w kierunku Szpiglasowego Wierchu. Szlak tak nie do końca przetarty, klika śladów jest, ale jednak ciężko się idzie, śnieg osuwa się pod nami, nogi to odczuwają ale idziemy dalej.
![]() |
| Do schroniska zostało już niewiele |
W tym dniu panuje mgła, warunki nie są za ciekawe ale idziemy przed siebie, w końcu zaczyna coraz to mocniej padać i trzeba założyć google bo daje po oczach, docieramy pod żleb, do celu pozostało nam może z 30 - 40 min w takich warunkach ale jednak odpuszczamy z dwóch powodów, po pierwsze późno wyszliśmy, mieliśmy czołówki, przygotowani byliśmy ale w takim mleku, i przy tak późnej godzinie nie ma co ryzykować, po drugie opady śniegu przybrały na sile i z pod żlebu ewakuowaliśmy się do schroniska. W drodze powrotnej naszych śladów prawie nie było już widać co utwierdziło nas w przekonaniu, że podjęliśmy dobrą decyzję. Bardzo dużo śniegu spadło przez godzinę, więc pozostaje nam się ogrzać w schronisku, jakieś piwko, posiłek i do spania. Wracałem z lekkim niedosytem, że nie udało się wejść na Szpiglasa, z pod Miedzianego widzieliśmy ratowników TOPR-u którzy transportowali poszkodowaną osobę do schroniska...
![]() |
| W tym miejscu musieliśmy zawrócić, powoli lawiny pyłowe zaczęły pojawiać się |
Po dotarciu, szukamy miejsca gdzie by tu można usiąść spokojnie, coś zjeść ale niestety na sali tłok, więc Seba znajduje miejsce w kuchni turystycznej, mamy tutaj spokój, rozkładamy sprzęt, plecaki, miejscówka nasza, można tak powiedzieć. Co jakiś czas odwiedzają nas osoby co po wrzątek przychodzą więc coś się dzieje, tutaj się słówko zamieni, tutaj pogada o planach na jutro. Atmosfera panuje w schroniska rewelacyjna, myślimy nad jutrzejszym dniem, dzisiaj nas Szpiglas odrzucił, na niedziele planowaliśmy Kozi ale po rozmowie z ratownikiem górskim w schronisku, tym bardziej, że śnieg sypie jeszcze to plan Koziego odpuszczamy, i myślimy o Zawracie albo ponownym ataku na Szpiglasa. W kuchni turystycznej mamy duży plan Orlej Perci, co chwilę rzucamy okiem na nią i zastanawiamy się nad planem jutrzejszym. Przy podejmowaniu decyzji przepijamy sobie wiśniówkę, ale z racji, że wcześniej nam kieliszek zniknął to w kuchni znaleźliśmy opakowanie po kliszy, dezynfekujemy ją i mamy kieliszek jak znalazł.
![]() |
| Nasze centrum dowodzenia w schronisku |
Podejmujemy decyzję, idziemy jutro ponownie spróbować wejść na Szpiglasa, pogoda miała być dobra więc plan był tylko jeden, zdobyć szczyt. Nie powiem, miałem ochotę ponownie wejść na niego, bo widoki są przepiękne z tego szczytu. W między czasie ratownicy dziewczynę co transportowali muszą dalej przekazać załodze karetki więc muszą dostać się pod Wodogrzmoty Mickiewicza. Miało śmigło przylecieć ale warunki nie były dobre więc transport musiał odbyć się drogą lądową. To już była noc, śnieg sypał ale dali radę ratownicy, jak zawsze w sumie. Na jadalni powoli robi się luźniej więc bierzemy rzeczy i lokujemy się na ławce, siedzimy jeszcze chwilę i szykujemy śpiwory, rano trzeba wstać.
Z górskim pozdrowieniem!






Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń