wtorek, 5 kwietnia 2016

Diablak - 1725 m n.p.m. - Wielkanoc - Dzień III


Dalej w drodze...


Okres świąteczny to wyjątkowy czas, ale spędzamy je coraz to inaczej, świat i nasze tradycje idą do przodu, zmieniają się upodobania polaków to też w moim przypadku miało to miejsce, spędzić święta w miłej, radosnej, górskiej atmosferze. Polacy w rozjazdach, można powiedzieć ale cóż zrobić? Ile można siedzieć przy stole i wcinać te smakołyki, potrawy na wielkanocnym stole, różnego rodzaju ciasta, owszem to jest jedyne w swoim rodzaju ale czy faktycznie nie za bardzo za długo przesiadujemy?

Zaczynamy przygodę na czerwonym szlaku

Jesteśmy narodem który lubi świętować, spędzać czas z najbliższymi przy jednym stole, odwiedzać się po latach ale tak zastanówmy się i odpowiedzmy sobie szczerze, ilu z was wypowiedziało magiczne słowa: "po świętach przechodzę na dietę" albo "święta, święta i po świętach, zleciało i przejadłem/am się". Tak to właśnie jest z naszą mentalnością do świętowania. Pasowało by teraz zacząć aktywnie rozpocząć okres poświąteczny, natomiast ja chciałem aktywnie, na świeżym powietrzu spędzić poniedziałek Wielkanocny, w sumie tak jak całe święta. W niedzielę wróciłem z Tatr, tutaj podziękowanie kieruje do Seby za podwózkę do Olkusza, bo z Krakowa ograniczony transport był niestety. Przyjechałem do domu, wypakowałem się i zacząłem przygotowania do poniedziałkowego wypadu, tym razem inny rejon gór ale także magiczny, w sumie jak każde pasmo górskie. Decyzja zapadła już wcześniej co do wyjazdu, Rafałowi zaproponowałem Beskid Żywiecki, a dokładniej wschodnią jego część:Babia Góra inaczej nazywana również Diablakiem - 1725 m n.p.m. Bardzo charakterystyczna góra nazywana także jako Polskie Kilimandżaro.

Widok z Sokolicy w kierunku Diablaka

Trzeba było położyć się spać bo rano trzeba znowu wstać. Budzik uruchomił się ale ciężko było wstać, troszkę się nie chciało ale kawę trzeba było zaparzyć, może ona pomoże i od razu mówię, pomogła bo obudziłem się raz dwa, plecak już spakowany, teraz trzeba do Rafała napisać czy wstał i powoli czekać na niego. W końcu ruszamy, ładujemy się do auta i ruszamy w kierunku parkingu. Trasa mija nam bardzo fajnie, muszę napisać, że atrakcje były ale tylko dla wtajemniczonych ale w końcu dotarliśmy, trzeba rozprostować kości, wyciągnąć plecaki i powoli ruszyć w kierunku czerwonego szlaku. Naszą wędrówkę zaczynamy od Przełęczy Krowiarki, w tym kierunku właśnie idziemy, śnieg wita nas już na początku ale nabieramy wysokości powoli, jest dość ciepło, ale uwierzcie, tak się cieszyłem, że zawitałem w góry, minęło kilka godzin jak mnie tam nie było, a tu taka tęsknota dopadła człowieka, no cóż poradzić, tak miałem. I pomyśleć, że ja miałem pół roku przerwy od górskich wypadów w góry... 

Surowo - zimowy klimat...

Do tej pory nie mogę tego pojąć ale wydaje mi się, że nie ma co nad tym rozmyślać, po prostu, tak miało być widocznie. Pierwszym naszym celem jest wyczerpujące podejście na Sokolicę 1367 m.n.p.m. Z parę osób jest na szczycie, nie zatrzymujemy się na długo, chwila przerwy i kontynuujemy marsz do kolejnego punktu wysokościowego. Towarzyszy nam bardzo fajna atmosfera, ja cieszę się jak dziecko, idziemy przez parę chwil oddaleni od siebie ale daje nam to możliwość skupić się i oddać mistyce górskiej, każdy kto chodzi po górach wie o czym mówię. W pewnym momencie odnotowujemy kolejne podejście - Kępa 1525 m.n.p.m. Piękny klimat, surowo-zimowy klimat... Zauroczyło mnie to miejsce, coś fantastycznego. Zdjęcia tego nie odzwierciedlą, na żywo wygląda to rewelacyjnie. Myślę sobie z biegiem czasu, że ten wyjazd dał mi dużego kopniaka, tego rodzaju pasma górskiego brakowało mi aby naładować akumulatory, Tatry, Beskid, tak.... tego mi trzeba było. Następnie po kilkudziesięciu minutach docieramy do kolejnego punktu - szczyt Gówniaka 1617 m.n.p.m. Zaczął powoli być odczuwalny wiatr i temperatura nagle spadła, atmosfera gorąca i co najważniejsza wesoła. Docieramy w końcu na szczyt, Babia Góra - 1725 m n.p.m. 

Babia Góra - 1725 m n.p.m.

Tutaj charakterystyczny jest kamienny wiatrochron, który jest w całości pokryty białą szatą. Wielkie Jezioro Orawskie wyśmienicie prezentuje się, robi wrażenie. Ten szczyt dla mnie ma bardzo magiczny klimat. Na szczycie idziemy schronić się przed wiatrem, i spożywamy jakiś posiłek wraz z ciepłą herbatą. Tak siedzimy na szczycie z 20 minut i zbieramy się powoli. Obieramy kierunek w stronę schroniska, dalej czerwonym szlakiem, warunki zaczęły lekko polepszać się, wcześniej słońce przez chmury przebijało się, a tu po chwili zaczyna pogoda poprawiać się, wiatr sobie powiewa, my z uśmiechami schodzimy ze szczytu, nie ma nic przyjemniejszego jak schodzić ze szczytu w promieniach słońca. Rafał śmiało prowadzi do schroniska, docieramy w końcu na Przełęcz Brona - 1408 m n.p.m. Kolejne piękne widoki, dla mnie trasa świetna, tutaj kolejne 15 minut spędzamy nad kolejnym podziwianiem widoków. Schodzimy do schroniska na Markowych Szczawinach na piwko, a potem to już niebieskim szlakiem do parkingu. 

Schronisko na Markowych Szczawinach

Podsumowując, wyjazd na zakończenie świąt bardzo udany, naładowałem akumulatory, przemyślałem kilka rzeczy, od razu lepiej na sercu, góry i ludzie potrafią dogadać się, to co nam w sercu gra zostawia swoje ślady na szlaku życia. Podróż do Olkusza minęła nam bardzo spokojnie. To czego doświadczamy na szlaku, zostaje w naszej pamięci na długo, ludzie gór zawsze wracają tam, jak do swojej szuflady po wspomnienia...

Z górskim pozdrowieniem!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz