wtorek, 17 stycznia 2017

Ostania wyprawa 2016 roku: Świnica ---> Kozi Wierch

I warto było iść, do góry wciąż się piąć...



                    Ostatnia wyprawa 2016 roku miała miejsce we wrześniu... Sam do tej pory zadaję pytanie jak to się mogło stać ale nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie. Myślałem o górach, śledziłem pogodę, a jednak nie zawitałem już więcej. Ta relacja ma bardzo dla mnie ważne znaczenie ponieważ postanowiłem kolejny raz wrócić w ten rejon gór. Dlaczego? Jest kilka aspektów ale jednym z nich który do mnie przemawia to na pewno Hala Gąsienicowa. Mam taki swój ranking, który na pewno z czasem stworzę na osobną relację ale wracając do tematu - Hala Gąsienicowa jest dla mnie takim wehikułem czasu. Jak tylko zaczynam swoją podróż przez ten rejon zawsze przypominają mi się wspaniałe chwile związane z tym miejscem, osobami i przyrodą.


Żółty szlak przez Dolinę Jaworzynka

 Kim był by człowiek bez marzeń, bez wspomnień, bez żadnych perspektyw? Hala Gąsienicowa wywiera na mnie tak silne emocje, że ciężko to opisać. Drugim aspektem, jest na pewno rejon Kościelca. Z Zielonej Doliny Gąsienicowej na Karb gdzie następnie możemy ujrzeć Czarną Dolinę Gąsienicową. Wiem, brzmi banalnie ale dla mnie po tej stronie Tatr ten rejon zawsze mnie urzeka. I myślę, że kolejnym aspektem dlaczego lubię wracać w ten rejon gór jest Świnica. Zawsze na mnie wywierała wrażenie, każdy chciał ją zdobyć ale nie samo osiągnięcie szczytu zmienia nasz charakter tylko droga którą docieramy do celu.


Piękny widok na Giewont

 Tym razem chciałem wrócić ale i zrobić trasę gdzie praktycznie nie miałem okazji jej przejść, a mianowicie czarnym szlakiem i wejść na Przełęcz Świnicką. To był taki mini cel, aby tą drogę spokojnie przejść Wyprawa została zaplanowana na 10 września 2016 roku. Co się z tym wiązało miałem okazję poznać kolejnego kompana górskiego, a mowa o Kubie. Bardzo pozytywny gościu, tak więc ucieszyłem się, że grono ludzi powiększa się wśród znajomych co chodzą po górach. Oczywiście także Paweł z nami się wybrał i tak oto w trójkę wyruszyliśmy wspólnie do Zakopanego. Miejsce parkingowe jest, kawa wypita, szykowanie plecaków i ruszamy. 


Hala Gąsienicowa 

Plan w głowie miałem już wcześniej ustalony, jak poprosili mnie panowie przygotowałem dwie opcje trasy i oczywiście zostały zaakceptowane. Teraz wam powiem, że po cichu liczyłem na tą drugą opcję, którą się udało zrealizować. Chociaż na trasie wpadła mi trzecia propozycja do głowy to ją trzymałem, aż do przełęczy Zawrat ;) Drogę do Murowańca wybraliśmy wspólnie, a mianowicie żółtym szlakiem. Dolina Jaworzynka, droga którą mało chodzę. Zazwyczaj przez Boczań trafiam w rejon Hali Gąsienicowej.


Zawsze tutaj znajdę chwilę aby na tej ławeczce móc popatrzeć na szczyty...

Jak to bywa na moich wyprawach idę z tyłu, powoli aby nacieszyć się miejscem i tą chwilą. Paweł z Kubą wystrzelili do przodu ale mieliśmy ustawione miejsca gdzie się spotykamy i idziemy dalej. Do tego momentu na to sobie można pozwolić, bo ludzi dużo na szlaku. W wyższych partiach jednak ta reguła nie wchodzi w grę. Nie będę tłumaczył, bo większość z was na pewno wie o czym mowa. Po drodze TPN naprawiał szlak, pogoda miała nam sprzyjać i pierwszy pułap osiągnięty - Przełęcz między Kopami. W tym miejscu robimy sobie krótką przerwę i następnie udajemy się wspólnie na Halę Gąsienicową. 


Piękne miejsce, tutaj herbata smakowała najlepiej

Nie odwiedzaliśmy schroniska ponieważ, chciałem aby na Świnicy mieć w miarę widoki. Pogoda miała właśnie za kilka godzin się popsuć, a wolał bym być w okolicach Zawratu w razie czego niż na wierzchołku Świnicy. Teraz będzie z humorem bo tego nie przewidziałem, a mianowicie: Kuba i Paweł mieli tak ambitny plan, że ruszyli w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego, a ja ruszyłem w kierunku Zielonej Doliny Gąsienicowej (tak jak planowałem). Mieliśmy ok 7-8 minut przerwy między sobą, a że byłem w tyle to potoczyło się właśnie w ten sposób. Byłem przekonany, że idą w dobrym kierunku i ich dogonię zaraz.


Czarnym szlakiem w kierunku Przełęczy Świnickiej

 Jednak przy rozwidleniu drogi gdzie przebiega żółty szlak, który prowadzi na Kasprowy Wierch zatrzymałem się i wykonałem telefon z zapytaniem na jakim etapie się znajdują. Moje zdziwienie było ogromne gdy usłyszałem, że właśnie będą podchodzić na Karb. Nie mogłem uwierzyć, że 7-8 minut zrobi taką różnicę w planach. No dobra, ale sytuacja została opanowana. To była rozgrzewka dla nich przed atakiem na Świnicę, dlatego kolejnym punktem kontrolnym było ostatecznie rozwidlenie ścieżek, gdzie jedna z nich prowadzi na Kościelec, a druga na Przełęcz Świnicką. Czas się jednak dłużył, to postanowiłem bardzo wolnym tempem ruszyć aby jednak być w ciągłym ruchu. 


W drodze na szczyt...

Co chwilę odwracałem się, próbując ich wypatrzeć jednak ciągle cisza. Jednak dzięki temu miałem chwilę aby się wyciszyć,a mało osób podążało tą drogą co wpłynęło na mnie bardzo pozytywnie. W pewnym momencie miałem pięknie widoki na stawy to też drugie śniadanie z takim widokiem jak najbardziej na tak. Nie mogę sobie przypomnieć ale przy samym podejściu na Przełęcz Świnicką usłyszałem krzyk z okolic Zadniego Kościelca. Myślałem, że się przesłyszałem jednak jak się później okazało na wierzchołku Świnicy obawy moje się potwierdziły. Śmigło wkroczyło do akcji i obserwowaliśmy całą akcję. Czas na nas i ruszamy dalej, kolejnym naszym celem to Przełęcz Zawrat. 


Chwilka aby zrobić sobie zdjęcie

I od tego momentu w tym kierunku zaczęły się zatory... W takiej kolejce dawno nie stałem co mnie irytowało z każdym momentem. Nie lubię stać w kolejkach w sklepie, a co dopiero na szlaku. Przynajmniej było śmiesznie, zwłaszcza jak pewna zakonnica z grupą młodych ludzi wchodziła na Świnicę. Tutaj zaczęły się ciekawe teksty ale siostra zakonna tak wyluzowana, takimi ripostami strzelała do tych zaczepnych turystów, że aż miło było słuchać. Mi zależało aby z tego zatoru jednak się wyrwać i móc spokojnie dalej wędrować. Jednak ten dzień należał do... zbyt tłocznych. Zdawałem sobie sprawę, że jakieś tam postoję przymusowe mogą się zdarzyć ale jednak nie spodziewałem się, aż takich wielkich. 


Kuba także korzysta z chwili przerwy

Jednak to należy pominąć, turystyka w ostatnich latach bardzo podniosła się w rankingu i należy spodziewać się coraz to większych tłumów. W końcu Przełęcz Zawrat i teraz kto pierwszy ten lepszy, ludu tyle, że nawet nie ma gdzie człowiek sobie spokojnie usiąść. Szybki posiłek i ruszamy dalej, ale wpierw oznajmiłem Kubie i Pawłowi swoją trzecią propozycję. Celem był Kozi Wierch, a może by tak przy atakować Granaty? Czas zweryfikował to za nas i jak się później okazało, musieliśmy jednak trzymać się obecnego planu. Droga przez Orlą Perć bardzo nam sympatycznie minęła. Poznaliśmy ciekawe osobowości, uśmiechnięte non stop. 


 Brawa dla tego pana za kondycję, który na te słowa odpowiedział nam tak:
 "W tym wieku to już piwa się nie pije, to też kondycja zwiększyła się"

I z nimi praktycznie, aż do Koziego krok w krok maszerowaliśmy. Przed słynną drabinką urządziliśmy sobie z nimi pogawędkę w oczekiwaniu na swoją kolej. Wymiana informacji, i moja kolej. Zawsze jak staję przed tą drabinką, mam dziwne wrażenie ale jak najbardziej w pozytywnym słowa znaczeniu. Na Kozim zameldowaliśmy się, czas oczekiwania aby do niego dotrzeć też nam się przedłużył z jasnych przyczyn co wcześniej. 


Coraz bliżej wierzchołka Świnicy 

Jak to bywa u mnie, wracanie tą samą trasą nie należy do mojej ulubionej opcji ale jak tylko jest okazja to... to uderzamy dalej gdzie nas poniesie, a poniosło nas do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Czarnym szlakiem ruszyliśmy do schroniska i powiem szczerze, tak mi się droga dłużyła jak nigdy. Jednak z każdym metrem coraz to niżej byliśmy i w końcu nastała ta chwila.


Widok, który zawsze kojarzy mi się z tym szczytem

 Ostatnia prosta do schroniska i można spokojnie przy piwie omówić naszą trasę, podzielić się wrażeniami. Szczęśliwie dotarliśmy do schroniska chociaż ten krzyk tego człowieka z Zadniego Kościelca siedział mi w głowie przez większość czasu.


Tutaj tłumów nie było... 

 Po dłuższej chwili dotarła znajoma ekipa z naszej trasy i wspólnie posiedzieliśmy przed schroniskiem. Było sympatycznie, wesoło, ale czas nas jednak gonił. Trzeba było wrócić tego samego dnia do domu, to też pożegnaliśmy się z ekipą i ruszyliśmy do Palenicy Białczańskiej. Następnie do busa i można było spokojnie dojechać do Zakopanego i dotrzeć do auta.


Herbatka na szczycie? 

Tak wyglądała kolejna przygoda, a biorąc pod uwagę, że to była ostatnia z 2016 roku, serdecznie dziękuje osobą z którymi mogłem podróżować w 2016 roku. Ten rok był na prawdę obfity w szczęśliwe momenty pod względem turystycznym ale także kilka odwrotów musiało nastąpić. Wielkie dzięki za wszystko, za te przebyte kilometry, za wspólne wędrówki spędzone w górach.


TOPR w akcji

 Teraz mamy 2017 rok, a trzeba go rozpocząć z dobrym krokiem. Na początek na pewno pojawi się zaległa relacja z wyprawy, która miała miejsce w maju.


Słynny Żleb Kulczyńskiego

 Wyjazd w Niskie Tatry, wyprawa bardzo ciekawa i wyczerpująca. Większość była pod wrażeniem, że istnieje takie pasmo górskiej jak Niskie Tatry. 


Jest klimat...

Istnieje i choć pozostały wspomnienia postaram się wam przybliżyć mniej więcej jak wyglądała nasza trasa od schroniska do schroniska. Na zakończenie dodam, że ten rok także będzie obfitował w inne pasma górskie, nie tylko Tatry. 


Kozi Wierch, i mistrz drugiego planu. Jak by nie powiedzieć przewodnik,
który kierował grupą i towarzyszył nam przez większą część szlaku

Tyle pięknych pasm górskich mamy, a tyle jest jeszcze do zwiedzenia. Ten rok obfitował w większości w Tatry, czas troszkę urozmaicić kolejne wyprawy. 

Z górskim pozdrowieniem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz