czwartek, 19 maja 2016

Hala Ornak, Wąwóz Kraków, Smocza Jama, Przysłop Miętusi



Doświadczyć, znaczy żyć...


Wrócić do doliny gdzie stawiałem swoje pierwsze kroki na szlaku górskim - bezcenne. Pamiętam jak to by było wczoraj, dzień przed, zebrało się kilkoro ciekawskich człeków, którzy chcieli iść zwiedzić jaskinię. Na ten dzień zapowiadana była pogoda w kratkę, tak więc taka, a nie inna decyzja została podjęta. Z tego jak zapamiętałem swoją drogę z tamtego okresu. Byłem głodny przygody, jaskinia... Brzmiało to świetnie ale tylko z nazwy. Nie zdawałem sobie sprawy z tego co mnie tam czeka, ale z perspektywy czasu wiem, że warto było. Ten stan psychiczny w Mylnej dał mi dużo do myślenia, tyle szczęścia, tyle radości, tyle uśmiechniętych twarzy w jednym momencie. Wtedy zauroczyła mnie Dolina Kościeliska, wiedziałem, że wrócę tutaj. Trochę czasu minęło, aż zawitałem w to miejsce. Byłem wtedy w gimnazjum, gór wtedy nie rozumiałem jak teraz. Wtedy dla mnie to była tylko przygoda. Teraz dla mnie to jest przygoda, ale inaczej ją postrzegam.


Okolice Drogi pod Reglami

 Tamto spostrzeżenie było z perspektywy, wyjść i zejść. Teraz działa to w moim przypadku trochę inaczej: wyjść, przeżyć tą przebytą drogę, nacieszyć oko każdym kamykiem, poznać ciekawych ludzi na szlaku, przeżyć coś niesamowitego, zejść ze szlaku powtarzając te czynności, które wymieniłem wcześniej. Jak by nie patrzeć, pojęcie gór rozwinęło się i wiem, że to nie koniec bo każde wyjście daje nam to nowe doświadczenia jakimi są przeżycia w górach. Nie ma tych samych wyjść na szlak, to w naszej głowie siedzi, i tak to odbieramy. Trzeba po prostu spojrzeć z tej strony, że szlaki za każdym są takie same ale my możemy przeżywać je na 1000 różnych sposobów pod warunkiem, że dostrzeżemy te niuanse w postaci całej otoczki jaką jest przyroda wokół nas. 


Dolina Kościeliska

Tym razem post będzie dotyczył wyprawy w rejon Doliny Kościeliskiej. Piękne miejsce, potrafi zauroczyć ale przytoczę pewne słowa Stefana Żeromskiego: "Ładniejsze miejsce, jeśli jest na kuli ziemskiej - to niech sobie będzie. Dla mnie Dolina Kościeliska jest majstersztykiem przyrody." Piękne słowa, nie znałem ich dotąd wcześniej, teraz jak piszę tego posta siedzi mi w głowie to co właśnie widziałem jak maszerowałem tą doliną. Tak właśnie było, potwierdzam te słowa. Wyczytałem, że w 2012 roku według notowań TPN, sprzedano 500 000 biletów wstępu. Nic dziwnego, tutaj jest naprawdę pięknie, warto odbyć taką wyprawę w tą dolinę bo jest co zwiedzać. 


Na zielonym szlaku...

Piękna pogoda za oknem, słońce opatula całe Kościelisko. Dzień wcześniej z Justyną poznaliśmy koleżankę Anitę w bazie w której nocowaliśmy. Jak zobaczyłem auto na olkuskich blachach lekko mnie zmieszało ale pomyślałem sobie, coraz to więcej widzę ludzi którzy chodzą po górach, a ich nie kojarzę, tym bardziej ze swojego rejonu. Świetnie nam się rozmawiało, to też na następny dzień postanowiliśmy razem pójść w góry, a mianowicie naszym punktem głównym był Wąwóz Kraków. Powoli zbieraliśmy się do wyjścia ale w końcu spakowane plecaki, zabrany prowiant, i ruszamy w kierunku Drogi pod Reglami. Idziemy przez pola i maszerujemy sobie drogą, aż do Kir. Od tej pory będziemy zielonym szlakiem podążać, kupujemy bilety w budce TPN-u i ruszamy. 


Góry to nie tylko skały...

W pewnym momencie pada pomysł aby dojść do Schroniska na Hali Ornak, a następnie udać się na Smreczyński Staw. Pomysł bardzo przypadł mi do gustu. Z każdym krokiem poczynionym w kierunku doliny wracały do mnie wspomnienia z pierwszego wyjścia w góry tutaj. Mijając Jaskinię Mroźną czy też Jaskinię Mylną i Raptawicką to już dotarło do mnie wszystko.Świadomość tego czego nie czułem wcześniej jak byłem tutaj pierwszy raz. Droga mijała nam bardzo spokojnie, pogoda jak na razie dopisywała. Dziewczyny z przodu maszerowały, ja lekko z tyłu bo chciałem uwiecznić jakieś zdjęcia. Od Kir do schroniska droga zajmuje półtorej godziny wg mapy. Idąc w kierunku schroniska wszystkie te skały, nurt wody dawał mi odczucie relaksujące. Tego nie doświadczysz nigdzie, tylko w górach. 

Schronisko na Hali Ornak

Ten klimat panuje tutaj i oddziałuje na mnie bardzo relaksująco. Dotarliśmy w końcu do schroniska i siedliśmy sobie przed nim przy herbacie, gorzkiej czekoladzie z dodatkiem pomarańczy, i słodkich bułkach. Piękny widok mieliśmy w kierunku Bystrej i Kamienistej. Przy wspólnym studiowaniu mapy, wpatrywania się w te szczyty, popijając herbatę wpadło nam w oko pewne auto. Od razu w kierunku drogi wyłania się zza schroniska zielone auto i pierwsze co dostrzegam to naklejka na aucie z niedźwiedziem. To auto TPN-u i od razu wzrok wbija się w stronę szyby i coś przykrytego kocem. To najprawdopodobniej przedstawiciel rodziny niedzwiedziej, ponieważ kształt tego ładunku na pace odpowiadał temu o czym myśleliśmy. 

Wąwóz Kraków

Nie zapominajmy o tej naklejce na aucie, tak więc to pewne, że transportowali miśka. Teraz tak, po co go transportowali, co byłą przyczyną? Do tej pory mnie to zastanawia, jestem bardzo ciekawy co było powodem tego transportu. Tym bardziej, że nie dawno sytuacja z młodym niedzwiedziem na Kasprowym wywołała kontrowersję to też i tutaj w tym przypadku prosi się o wyjaśnienie decyzji co było powodem. Zakładam różne scenariusze, aczkolwiek widok tego samochodu z ładunkiem w postaci niedźwiedzia wywołał we mnie uczucie strachu, ale i fascynacji tym zwierzęciem. 


Smocza Jama 

Tym bardziej, że nie miałem przyjemności spotkać jego na szlaku czy też po za nim. Zapewne on mi w pewnych wyprawach towarzyszył tak jak ostatnio jak wracałem z Zawratu, Justyna go dostrzegła, ja nie. Po dyskusji na temat tej sytuacji, która miała miejsce udajemy się do schroniska aby zobaczyć co się tam dzieje. Cisza i spokój nas przywitała, totalna oaza ciszy. Anita zamówiła sobie herbatę, my z Justyną siedzieliśmy i wpatrywaliśmy się w pogodę za oknem. Coś zaczęła się pogoda pogarszać i wyjście w kierunku stawu stało pod znakiem zapytania. Tym bardziej, że w tym dniu towarzyszyły nam lekkie opady śniegu w tym terenie. Chmury przesuwały się powoli w stronę schroniska. Stwierdziliśmy, że nad stawem widoków może nie być na pewno więc musimy sobie odpuścić to wyjście na kiedy indziej. Jak pisałem wyżej, głównym celem naszej wyprawy był Wąwóz Kraków i w tym kierunku ruszyliśmy.


Trójka turystów w trakcie odpoczynku ;)

Trzeba było wrócić się tym samym szlakiem, ale jak wracałem nie czułem jak bym tędy wcześniej szedł. Temperatura przy schronisku zleciała o kilka stopni ale im bliżej naszego odbicia w kierunku naszego celu tym z powrotem stopnie podnosiły się do góry. Raz tylko byłem w tym Wąwozie i bardzo chciałem przeżyć to jeszcze raz. Zapamiętałem go jako miejsce pełne tajemniczości, które skrywa w sobie pewną zagadkę. Tą zagadką zapewne jestem ja, we własnej osobie. To ja muszę siebie odkryć, i to uczyniłem. Jak uczyniłem krok w kierunku tego miejsca, stanąłem w bez ruchu nie mówiąc nic. Oczy otworzyłem szeroko, wpatrywałem się w lewo, w prawo, w górę... Odnalazłem ciszę, totalną ciszę. Uczucie jakie towarzyszyło mi było jedno, aby ten dzień się nie kończył.


Bo pozować do zdjęcia też trzeba umieć ;)


 Za każdym kamieniem, za każdym drzewem, za każdym zakrętem nie wiedziałem co mnie czeka. I to jest najpiękniejsze w tej ciszy bo idziesz i słyszysz kamienie, które pod naciskiem buta ocierają się o siebie. W końcu moim oczom pojawia się drabina, ku mojej radości. Kije przymocowujemy do plecaka, pierwsza rusza Justyna, następnie Anita, a na końcu ja gdzie w połowie na drabinie jeszcze sobie zrobiłem zdjęcie. Relacja to relacja, uwiecznienie w postaci zdjęcia też musi być. Dziewczyny już się przygotowują, przed wejściem do Smoczej Jamy. Nazwa zacna, także wyciągam czołówkę, szybkie zdjęcie przed wejściem i zaczynamy przygodę. 


Ścieżka nad Reglami

Tego co doświadczyłem w tej Jamie pozostanie do końca życia. Niby to nic takiego, a emocje towarzyszą mi każdego dnia odkąd wróciłem. Uśmiech na twarzy, światło czołówki oświetlające nam drogę i trójka turystów. Jaskinia ma 40 metrów długości, ale warto iść przez nią. Jest także drugi wariant, gdzie obejdziemy jaskinię, tam także będą towarzyszyć nam łańcuchy, a nawet klamry. Tak więc dwie opcje trasy są. W końcu wyszliśmy z jaskini, małe problemy były bo ślisko było. Chwilka przerwy, i ruszamy dalej. Cała nasza trójka uśmiechnięta, spełniona rzekł bym nawet tym przejściem. W okolicy Wyżniej Pisanej Polany siadamy na trawie, obserwując szczyty i lekką mgłę która próbuje zatańczyć wśród nich. Czasu mamy trochę, możemy jeszcze gdzieś wyjść. W okolicach Bramy Kraszewskiego, siadamy sobie, otwieramy mapę i myślimy nad dwiema opcjami. 


W drodze na Przysłop Miętusi

Czy pójść na Polanę na Stołach czy też udać się na Przysłop Miętusi. Ta druga opcja została przez nas wybrana, i po kolejnym łyku herbaty ruszyliśmy w kierunku Cudakowej Polany. Przed nami wypas owiec, pięknie to wszystko się prezentuje. Podeszliśmy trochę bliżej, kilka zdjęć, zakupiliśmy w bacówce oscypki i cofnęliśmy się lekko do Ścieżki nad Reglami i czarnym szlakiem zaczynamy nasz marsz. W między czasie warunki grały z nami w pokera, raz deszcz, raz słońce i tak na przemian. Dziewczyny znów ruszyły pierwsze, ja ostatni ale dogoniłem je i to w towarzystwie pewnego zwierzaka. Mianowicie, biały, młody pies pasterski. 


To jest właśnie misiek - rewelacyjny pies,
nie spotkałem tak mądrego psa jak ten

Obserwowałem go od pewnego czasu jak doganiałem Justynę i Anitę ale bardzo ostrożnie zachowywał się. W końcu po jakimś czasie już się oswoił, coraz bliżej był nas ale dalej trzymał tą ostrożność. Nie dowierzałem, że tak mądry pies nam tego dnia towarzyszy. Powoli słońce na niebie zachodziło, my chcieliśmy dojść na Przysłop aby móc obserwować zjawisko w postaci kolorów na niebie. Ruszyłem jako pierwszy, chciałem uwiecznić jak najwięcej. Włączyłem szósty bieg pod górę ale po chwili stwierdziłem, ,że poczekam na dziewczyny, przecież piękny widok za mną, a zdjęcie wyjdzie tym bardziej ciekawsze jak one będą w kadrze. 

Widok w kierunku Kominiarskiego Wierchu
Kolory nagle w momencie zrobiły się jak w bajce... Drzewa nabrały jak by rumieńców, powiedział bym, że niektóre z nich mogły nawet płonąć tak te barwy odegrały rolę w mojej głowie. Szczyty także zostały w pięknej kolorystyce. To był strzał w 10 aby udać się w tym kierunku. Nic nie dzieje się bez przyczyny i coś nami tutaj pokierowało abyśmy mogli być w tym pięknym momencie. Dotarliśmy na Przysłop Miętusi - 1189 m n.p.m. 


Widok w kierunku Małołączniaka, Krzesanicy i Ciemniaka

W tym miejscu piękne widoki mieliśmy, ale czas nas gonił, szarówka nadchodziła i trzeba było iść dalej tym bardziej, że obraliśmy kierunek powrotny czerwonym szlakiem, który prowadzi do Nędzówki. Kilka szybkich zdjęć i ruszyliśmy szybkim krokiem, trochę tutaj nieciekawie, tereny typowo dla niedźwiedzi tak więc każdy sobie zdawał powagę z sytuacji. Po drodze psa nazwaliśmy "misiek", ponieważ czuwał nad nami cały czas. pilnował tyłów. Z racji z tego, że taki teren i mogliśmy spotkać niedźwiedzia dlatego nazwaliśmy go misiek. Co się zatrzymaliśmy, pies albo pilnował nas albo leciał do przodu zbadać teren. Coś niesamowitego! Czułem się pewnie przy tym nim, i towarzysz w góry świetny.


Widok z Przysłopu Miętusiego w kierunku zachodnim

Założyliśmy czołówki bo w teren lasu wkraczaliśmy i ruszyliśmy śmiało przed siebie. Maszerując w dół każdy szelest drzewa czy też odgłos wody uruchamiał moją wyobraźnię ale iść o tej porze, w takim towarzystwie, w takiej atmosferze. Coś pięknego, niepowtarzalnego. Wyruszyliśmy w trójkę, wróciliśmy w czwórkę. Dostrzegliśmy światła, i dotarliśmy do Drogi pod Reglami. Jakie emocje nam towarzyszyły po zejściu, trzeba coś takiego przeżyć aby móc w zimowe wieczory czy też przy niekorzystnej pogodzie móc sobie powspominać. Po dotarciu do bazy pies dalej krążył wokół budynku tak więc właścicielowi daliśmy znać aby dodał jakąś informację o tym psiaku.


Czołówki założone, można wkraczać w teren leśny 

Podsumowując kolejną wyprawę, czy wiele trzeba aby być szczęśliwym z takiego wyjścia? Czy potrzeba wychodzić na 2499 m n.m.p.m czy też wyżej by móc zaobserwować takie zjawiska? Oczywiście, że nie... Nawet na wysokości 1189 m n.p.m. można przeżyć coś magicznego. Wszystko zależy jak kto podchodzi do sprawy. Dla niektórych liczą się szczyty, dla nie których droga przebyta do celu. Tak czy inaczej, każdy wędruje na swój sposób, ważne, że nie siedzi przed telewizorem czy też komputerem ale doświadcza i widzi to na własne oczy. Wyprawa była obfita w różne sytuacje, od pogody gdzie nas śnieg przywitał, poprzez słońce, deszcz, grę kolorów po przejście jaskini i zejście o czołówkach do bazy. Takie chwile warto przeżyć, bo jak widzicie. Kilka dni minęło, a ja nadal czuję jak bym tam był, i dalej szedł tymi drogami... 


Z górskim pozdrowieniem!