poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozsądek w górach


Muszę wejść na szczyt...


Kolejny nowy tydzień, kolejne moje rozterki związane z górami. Każdy z nas jak zaczynał nie potrafił pogodzić się z porażką, że nie wszedł na szczyt aby móc podziwiać widoki. Ile razy to pogoda nas zawróciła ze szlaku, własna kondycja nam odmówiła współpracy, czy po prostu czasowo nie wyrobiliśmy się, bo wyszliśmy za późno. Jest to normalne, ale jak zaczynamy przygodę z turystyką to jednak nie dla każdego jest to tak oczywiste jak nam się wydaje. W górach na szlaku górskim nie powinno być takiego pojęcia, "jak nie zaryzykujemy to się nie przekonamy". Mowa tutaj o wejściu na szczyt, bo większość z nas idzie w góry aby zdobyć szczyt, móc podziwiać widoki, naturę która nas otacza. Jesteśmy wtedy świadkami pięknych chwil, które towarzyszą nam, a i po zejściu jeszcze w nas siedzą przez długi czas.


W drodze na Kościelec


Pogoda nie zawsze jest naszym sprzymierzeńcem, a tym bardziej w okresie letnim gdzie podstawowa zasada jest taka by na szczycie najpóźniej być do południa. Potem można spodziewać się burzy, a nie muszę tutaj objaśniać co może się stać jak jesteśmy na grani i zastanie nas burza. Ja staram się obserwować pogodę przed każdym wyjściem w góry, czy to lato czy też zima. Wśród turystów panuje zazwyczaj przekonanie, jak wychodzę w góry to po to aby zdobyć jakiś szczyt. Nie każdy tak podchodzi do sprawy ale jest taka grupa ludzi, do której osobiście zaliczałem się. Teraz potrafię oddzielić ryzyko od warunków jakie panują w danym dniu na szlaku. Wcześniej nie wyobrażałem sobie jak to? Przecież w góry przyjechałem i mam nie wejść na szczyt? To właśnie jest ta ambicja, która nas zaślepia i nie patrzymy w przyszłość, nie dopuszczamy myśli, że nie możemy dopuścić do sytuacji, że nie wejdziemy na szczyt.


Rohatka tuż tuż..


Oczywiście jak zapowiadane były burze to zawsze odpuszczałem, ale i wtedy pozostawał smak porażki. Tak to jest właśnie, jak porażka nawet za biurka potrafi nas ukuć. Mam wrażenie, że ambicje niekiedy za bardzo nas ponoszą. Tak jak pisałem, kiedyś do tej grupy zaliczałem się, teraz zrozumiałem, że góry to nie szczyty, to także doliny, przyroda... Nie musimy dostarczać pracy ratownikom, którzy odwalają kawał dobrej roboty w Tatrach. Jak tylko wprowadzimy pojęcie o nazwie rozsądek to unikniemy pewnych nie potrzebnych problemów jak i nie przysporzymy pracy ratownikom. Co kryje się pod tym pojęciem? Na pewno odpowiedzialność za własne życie, przewidywalność sytuacji. Góry to jednak nie jest park gdzie sobie pójdziemy na ławeczkę i  w każdej minucie ulotnimy się z niej. Biorę tutaj pod lupę wyższe partie gór niż doliny. Tutaj trzeba szybko działać i jak najszybciej uciekać na dół, a nie zawsze tak na szybko już się da. Piorun nie wybacza...


W trakcie przerwy, przed nami ostatnie podejście na Kończysty Wierch


 Kamienie zaczynają robić się śliskie, do tego z tyłu głowy siedzi nam, że jesteśmy w nieciekawym terenie. Trzeba czasu ale jednakowo szybkiego działania aby bezpiecznie zejść do doliny. Wspomnę, tutaj, że w przypadku burzy jak najdalej od łańcuchów musimy znajdować się jak i też od źródeł wody. Tak sobie myślałem kiedyś, że takie przemyślenie muszę przelać w postaci posta i wrzucić do szuflady górskiej. Jest to niby sprawa oczywista ale nie dla każdego, Zauważyć można, że nasze ambicje w sprawie zdobywania szczytów są tak duże jak kilometry które nas dzielą od gór. Im dalej mieszkamy tym bardziej jak przyjeżdżamy to chcemy zrealizować swoje plany. Zimą mamy zagrożenia lawinowe i tutaj także niestety ambicje nami szarpią, Pogoda sprzyja, była 3 lawinowa ale w dzień wyjścia na szlak mamy już 2. Czy możemy czuć się bezpiecznie? Nawet przy 1 możemy spodziewać się niespodzianki w postaci lawiny, nigdy nie wiemy co nas może czekać na szlaku. Trzeba podejść do sprawy z rozsądkiem, i zdawać sobie sprawę co nas w górach może czekać. Tymi słowami zakończę tego posta, bo to są trafne słowa. Ambicje zastąpmy rozsądkiem, to nam na dobre wyjdzie.


Z górskim pozdrowieniem! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz